środa, 5 września 2012

#08.


Brunetka krążyła po podziemnym parkingu by znaleźć miejsce, jednak nie było to łatwe w piątek zawsze nie było gdzie zaparkować. Właśnie wtedy rodziny przychodziły na zakupy by zrobić zapas na cały weekend. Owszem, dziewczyna mogła zaparkować na zewnątrz, ale po pierwsze, gdyby weszła do samochodu po kilku godzinach w jej samochodzie było by tak gorąco, że musiałaby czekać kolejne minuty na wywietrzenie, a po drugie najbliższy parking był płatny, a kolejny kilka uliczek stąd. Po piętnastu minutach udało jej się znaleźć chyba jedyne wolne miejsce. Szybko postawiła tam swój samochód i udała się w stronę wejścia. Miała jeszcze niecałe pięć minut, więc była pewna, że dojdzie na czas. Skierowała się na pierwsze piętro, gdzie znajdowała się kawiarnia. Gdy doszła na miejsce, usiadła przy drugim stoliku od wejścia, by Olivier widział ją, gdy będzie wchodził. Nie czekając na niego, zamówiła sobie cappuccino z pianką i polewą toffi. Robiła kolejny łyk, gdy dostrzegła idącego w jej stronę Oliviera.
-Cześć.- dziewczyna zerwała się z krzesła i przytuliła kolegę.- Siadaj. Ja już sobie zamówiłam cappuccino, chcesz coś?
-Cześć. Dzięki, ale nie- chłopak uśmiechnął się i zajął miejsce naprzeciwko niej.
-Myślałam, że jesteś na mnie zły.- dziewczyna spuściła głowę poczym zaczęła mieszać delikatnie łyżeczką swój napój.
-Bo byłem. Mówiłaś, że nie masz chłopaka, ale widocznie mnie oszukałaś.
-Nie oszukałam Cię. Mówisz o Lucasie? To mój przyjaciel, jako pierwszy zaoferował mi pomoc w zaklimatyzowaniu się w Austin.- dziewczyna skrzyżowała ręce patrząc na niego.
-Mnie się wydawało, że to ktoś bliższy, wnioskuję po tym jak Cię obejmował.- chłopak wzruszył ramionami.
-Kurcze, a Ty nigdy nie przytuliłeś albo objąłeś swojej przyjaciółki czy koleżanki? Przestań. Bo zacznę myśleć, że jesteś zazdrosny.- Ostatnie zdanie wyszeptała, wiedziała, że nie potrzebnie je wypowiedziała. To było bez znaczenia, że powiedziała je szeptem, on na pewno je usłyszał. Chłopak tylko prychnął.
-Jasne, bo mam o co a raczej o kogo…- to zdanie ją zabolało. Myślała, że jest dla niego kimś ważnym. Przynajmniej miała wrażenie, że się polubili.
-Masz racje, nie ma o kogo.- Dziewczynie zrobiło się słabo. Podniosła się i wyszła z lokalu. Słyszała tylko jak ktoś ją woła. Domyślała się, że był to Olivier, ale w tym momencie nie miała ochoty się nawet odwrócić w jego stronę. Ginny zjechała do parkingu, po czym pobiegła do swojego samochodu. Wsiadła do niego i siedziała tam przez dobre kilka minut.
Nie rozumiała dlaczego ją tak potraktował. Dziewczyna z łzami w oczach przekręciła kluczyk w stacyjce, ale w tym samym czasie zadzwonił telefon. Odebrała nie patrząc na wyświetlacz.
-Halo?
-Ginny. Proszę Cię, to nie tak. Gdzie jesteś?
-Na parkingu. Spotkajmy się przy wejściu B.- dziewczyna rozłączyła się i ponownie wysiadła z auta. Ruszyła do drzwi. Zastanawiała się co chce jej powiedzieć. Tym razem miała ochotę wysłuchać wszystkiego co ma do powiedzenia. Była ciekawa. Po kilku sekundach była na miejscu, a chwilę później doszedł do niej Olivier.
-Ginny. Przepraszam, nie to miałem na myśli. Nie chciałem Ci zrobić przykrości.
-Ale zrobiłeś…- odpowiedziała chłodno i spuściła głowę.
-Przepraszam. Jesteś dla mnie ważną osobą. Polubiłem Cię.- chłopak przyłożył palec do jej brody i podniósł ją.- Proszę Cię, nie gniewaj się.- Oliver spojrzał koleżance głęboko w oczy po czym uniósł kącik ust ku górze. Ginny pokiwała delikatnie głową, a jej znajomy wytarł kciukiem łzy na jej policzku.- Nie płacz.- pocałował ją w czoło i mocno przytulił, gładząc jej brązowe włosy.
-Dzisiaj Lucas robi ognisko, czuj się zaproszony.- Dziewczyna objęła go mocno. Nie chciała go w tamtej chwili za nic puścić. Tak było idealnie. Czuła się bezpiecznie i komuś potrzebna.
-Nie, nie chcę robić kłopotu.
-Proszę Cię. Bo znowu się rozpłaczę.
-Nie będę tam znał nikogo.
-Uhm. Dzięki.- Dziewczyna uwolniła się z uścisku i ustała naprzeciwko.
-Oprócz Ciebie i twojej siostry.
-I Lucasa, a jeśli uda mi się zaprosić koleżankę, też ją poznasz. No nie daj się prosić. Oliii.- Ginny zawsze musiała postawić na swoim. Chłopak delikatnie skinął głową, a dziewczyna szeroko się uśmiechnęła.- Powinnam pójść na zakupy. Chciałabym pójść na ognisko w czymś nowym, a ty mi pomożesz w wyborze.
-Oo, nie. Nawet o tym nie myśl. Nienawidzę zakupów.- oznajmił.
-Niech Ci będzie. Podjedziemy teraz do mojej znajomej zaprosić ją na ognisko.- Ginny pociągnęła Olivera za rękaw i poszła w stronę samochodu.
W drodze do auta zastanawiała się kim tak naprawdę jest dla niej Oliver. Chciałaby to ustalić, ale czy miało sens wyciągać wnioski na podstawie kilkudniowej znajomości z przerwami?
-Chyba jednak do niej zadzwonię.- Ginny wzruszyła ramionami i wsiadła do pojazdu. Wyciągnęła telefon z torby po czym wykręciła numer koleżanki i nacisnęła zieloną słuchawkę.
-Jannette? Cześć, tu Ginny. Posłuchaj mam prośbę.
-Jeszcze się nie zastanowiłam jeśli chodzi Ci o sprawę…
-Nie, nie. To nie ma nic wspólnego z tym. Chciałam Cię zaprosić na dzisiejsze ognisko. Wiem, że trudno Ci będzie… ale Lucas prosił, żebym chociaż spróbowała.
-Ginny, dziękuję. Ale z takim limem…- dziewczyna ciężko westchnęła.
-Rozumiem, nie chcę Cię do niczego namawiać. Jeśli jednak byś się zdecydowała… Golden District, numer siedemdziesiąt pięć B. Dwa domy od mojego. Do usłyszenia.- pożegnała się i rozłączyła.- Mamy mniej więcej za dwadzieścia drugą. Mam jeszcze cztery i pół godziny. Pro…- wypowiedź przerwał dzwonek telefonu, który informował i smsie. Otworzyła wiadomość, była od Lucasa „Mogłabyś wyskoczyć ze mną do sklepu po kiełbaski na ognisko ; )?” dziewczyna od razu odpisała „Jasne, mogę nawet i teraz, ale jest ze mną Oliver, gdzie się spotkamy?” po wysłaniu dziewczyna zapytała- Jedziemy do Lucasa.
-Nie, lepiej nie.- Chłopak spuścił głowę. – Na pewno się nie ucieszy jak mnie zobaczy, pochodzę jeszcze po mieście, a o dziewiętnastej będę.
-Musicie przełamać pierwsze lody. Proszę Cię.- dziewczyna szturchnęła go w ramię, a po chwili dostała kolejną wiadomość. „Jeśli jesteś z Oliverem, to sam sobie poradzę : )”.-Ech.. tak czy siak jedziesz i już. – Ginny bez zastanowienia włączyła silnik.
~~
Po dwudziestu pięciu minutach była na miejscu. Zaparkowała na swoim podjeździe, by dojść do Lucasa na piechotę.
-Sądzę, że jeszcze jest w domu, znając Go, wcale się jeszcze nie ruszył.
Dwójka znajomych ruszyła w stronę ogromnego pałacu. Był to jeden z najpiękniejszych domów w mieście. Brama z piaskowca dodawała całej posiadłości uroku. Cały dom otaczał wielki, przestrzenny i kolorowy ogród. Były tam chyba wszystkie rodzaje kwiatów jakie istnieją na świecie. Z tyłu posiadłości znajdował się basen ze zjeżdżalnią, jacuzzi i sauna. Rzecz jasna zajmowali się tym wszystkim wynajęci ludzie.
Po trzech minutach, doszła do wejścia po czym zadzwoniła domofonem.
-Posiadłość Państwa Turner. Czym mogę slużyć?
-Cześć, Johnny! Tu Ginny.- dziewczyna przywitała się z kamerdynerem rodziny. Cała familia z Johnnym polubiła przyjaciółkę Lucasa.
-Witaj, Ginny. Wejdź. – brama otworzyła się automatycznie. Oliver był pod wielkim wrażeniem, nie dziwiła się mu wcale. Gdy pierwszy raz zobaczyła jego dom sama nie wiedziała jak się zachować. Kiedy po raz pierwszy weszła do ich domu bała się czego kolwiek dotknąć z obawą, że coś zepsuje, była pewna, że zegar, który wisi na ścianie, kosztował tysiące. Po podłodze chodziła tak delikatnie, żeby jej nie porysować. Po kilku sekundach była przy drzwiach, zadzwoniła dzwonkiem, a przed drzwiami ukazał się Johnny.
-Cześć! Jest może Lucas?- Spojrzała w głąb pałacu, jednak zauważyła, że kamerdyner przygląda się towarzyszowi Ginny. – Przepraszam. To Oliver. Mój kolega, żaden wróg czy złodziej.- Ginny posłała mu uśmiech.
-Dzień dobry.- zza pleców wyłonił się Oliver, po czym wyciągnął rękę w stronę Johnnego, oboje uścisnęli sobie dłonie.
-Tak, Lucas jest na górze. Wejdźcie. – ruchem dłoni zaprosił ich do domu.
-Cholera…- wyszeptał Oliver. – Musiało kosztować miliony.
-Chcecie kapcie?- zapytał Johnny.
-Tak, po proszę te z żabką.- zaśmiała się, to były jej ulubione papcie. Zawsze gdy szła tak fajnie kumkały. Po chwili John. Wyciągnął z garderoby dwie pary kapci.
-Jest w swoim pokoju.
Znajomi poszli schodami na górę, gdzie Lucas miał swój pokój. Schody nie były zwyczajne, jak zresztą żadna rzecz w tym domu, były kręte i metalowe. Ginny co chwilę zerkała na Oliego. W jego oczach można było dostrzec podziw i ciekawość. Rozumiała go doskonale. Kiedy weszli na piętro, skierowali się w prawą stronę, gdzie na końcu korytarza mieścił się pokój Lucasa. Podeszli do drzwi, a Gins zapukała. Usłyszała pod drugiej stronie ciche „proszę”. Przekręciła gałkę w drzwiach i weszła.
~Oczami Olivera~
Wchodząc do tego domu domyślałem się, że jest to bogata rodzina, jednak nie spodziewałem się, że aż tak. Ten pałac wyglądał jak te w filmach, setki pokoi, nie mające końca korytarze albo tajemnicze przejścia. Czułem się jak w jakimś serialu mający temat kryminalny. Już sam parter robił ogromne wrażenie. Nigdy w życiu nie widziałem tak bogato wystrojonego domu. Widziałem jak Ginny spogląda na mnie i uśmiecha się pod nosem, ale przepraszam, że mój dom ani moja rodzina nie jest tak bogata.
Kolejne piętro było już mniej szokujące, jedynie długi korytarz, który zrobił wrażenie, po jednej i drugiej stronie były drzwi. Jak w jakimś hotelu. Na końcu hallu znajdowały się, takie same jak pozostałe, drzwi prowadzące do pokoju Lucasa. Ginny przekręciła wtedy srebrną gałkę i otworzyła drzwi. Wtedy jednak szok powrócił. Pokój może nie był wielki i bogato wystrojony, jednak miał swój urok. Wielkie dwuosobowe łoże na którym leżał Lucas stało naprzeciwko drzwi, pod oknem. Na ścianach wisiały krzywo przyklejone plakaty różnych zespołów, typu ACDC czy Nirvany, dwumetrowe  biurko było postawione przy drzwiach, gdzie mieścił się komputer oraz sterta kartek, pod oknem na stojaku ustawiona była ciemnoniebieska, akustyczna gitara. Przy ścianie przeciwnej do instrumentu był stolik z trzema krzesłami. Lubiłem takie pokoje z charakterem. 
~~
Tak, spóźniłam się. Przepraaaszam, nie bijcie mnie! Po prostu przez pewien czas nie miałam ochoty tutaj nic dodawać. Rok szkolny się zaczął, ostatnia klasa gimnazjum... nie będę się rozpisywała.
Oznajmiam, że następny rozdział dodam czternastego(piątek). I będę dodawała co piątek, przynajmniej się postaram :3. To miłego czytania.

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

#07.


-Jannette. Co się stało?- zapytała, widząc koleżankę zapłakaną z rozmazanym makijażem i wielkimi okularami na nosie.- Wejdź.
-Nienawidzę go. Michael, szef… Jest pieprzonym babskim bokserem. – odpowiadała, kierując się do salonu.- Pieprzony, damski bokser. Rozumiesz?- łkała. Delikatnie zdjęła okulary z nosa. Pod okiem miała fioletową śliwę.
- Matko, Jannette. Co się stało?- dziewczyna była ciekawa, dlaczego zrobił jej coś takiego.
-To nie wszystko.- zaśmiała się ironicznie. Podwinęła bluzkę do góry, a jej oczom ukazały się dwa siniaki. Jeden na wysokości biodra, a drugi pod żebrami. Dziewczyna na dobre się rozpłakała.
-Jannette.- wyszeptała i podała jej pudełko chusteczek.- Jak on mógł?
-Poszłam do pracy, jak zwykle. Już na wejściu usłyszałam, że szef chce ze mną rozmawiać… poszłam. Nie wiedziałam czego się spodziewać. Nigdy mnie nie wzywał. Poszłam.- wyszeptała ostatnie słowo, spojrzała na podłogę i zapadła cisza. Ginny dobrze wiedziała, że nie chciała o tym mówić. Nie popędzała jej.- Weszłam  do niego. Siedział przy biurku. Jak zawsze zresztą. – podniosła wzrok i spojrzała na koleżankę.- Usiadłam naprzeciwko, poinformował mnie, że od jutra zaczynam nową pracę. Ucieszyłam się, wiedziałaś, że większość z naszych nienawidziła tej pracy. Powiedział, że zarobię dwa razy tyle niż teraz. Już miałam się zgodzić. Pieniądze są mi potrzebne, wiesz o tym…- przerwała po raz kolejny.- Ale coś w środku mówiło mi, żebym się spytała co miałabym robić. Bez tego, dowiedziałabym się dopiero jutro.- Wytarła łzy z policzków.- Spytałam się, owszem. Wiesz co powiedział? Cham, prostak… Miałabym być… tancerką, a raczej striptizerką.- Po raz kolejny dziewczyna wybuchła płaczem.- Musiałabym tańczyć na rurze, świecić tyłkiem i cyckami, a nawet jeśli ktoś sobie zażyczy… miałabym być jego klientką. Potraktował mnie jak szmatę.
-Mój Boże… Jannette. Ale skąd te siniaki?
-No jak to skąd? Myślisz, że będę dziwką?! Że dam sobą pomiatać za pieniądze?! Aż tak nisko to nie upadłam!- dziewczyna się uniosła.
-Spokojnie, ja tak nie myślę.
-Odmówiłam. Powiedziałam, że nie będę traktowała siebie jak tanią szmatę. Zdenerwował się. Zaczął krzyczeć, że powinnam mu dziękować na kolanach, że mnie wybrał z nich wszystkich. Mam być mu wdzięczna. Upokorzył mnie. Wtedy wszedł do pokoju Harry. Nie przeszkodziło mu to. Złapał mnie za bluzkę, szarpnął mną i uderzył… Próbowałam się bronić.
-A Harry?
-Zaczął się za mną stawiać. Rozdzielił nas. Gdy popchnął Micheal` a, a ten wylądował na kanapie, złapał mnie i odprowadził na dół. Powiedział, żebym jechała do domu… ale nie mogłam, musiałam się komuś wyżalić.- po raz kolejny Jannette, zaczęła płakać. Ginny przytuliła ją. Nie wiedziała co powiedzieć ani zrobić.
-Posłuchaj. Trzeba to zgłosić na policję. Nie może Was tak traktować. Niedługo przecież zaproponuje to innej i co wtedy?
-Nie, nie chcę, Ginny. Proszę Cię. Wszystko tylko nie policja, nie chcę im opowiadać tego samego. Zresztą niczego mu nie udowodnią.
-Masz świadka i masz mnie. Nie tylko Ciebie tak traktował. Myślisz, że byłaś jedyna?- Ginny zapatrzyła się w punkt za oknem.- Nie tylko Ciebie upokorzył. Byłam też ja. To było jakoś pół roku temu, zaproponował mi to samo, nie zgodziłam się, odpowiedziałam ze świętym spokojem, że mi ta praca odpowiada i jeśli zmienię zdanie to mu to powiem. Złapał mnie wtedy za nadgarstki tak mocno, że nic nie mogłam zrobić. Jeszcze mam ślad.- dziewczyna pokazała jej wewnętrzną stronę nadgarstków.- Widzisz te delikatne, sine kreski? To po tym.
-Właśnie, przecież wtedy nosiłaś bluzki na długi rękaw. Nawet jeśli było gorąco. Unikałaś go wtedy jak ognia.
-Dokładnie. Myślałam, że byłam tylko ja. Myliłam się…- rozmowę przerwał dzwonek do drzwi.- Poczekaj chwilę.- Dziewczyna się podniosła z kanapy i udała się w stronę drzwi.- Cześć.- oznajmiła, widząc Lucasa w drzwiach. – Zaraz idziemy. Wejdź do salonu.
-Widzę, że masz gościa. Nie będę Ci przeszkadzała, dzięki, że mogłam Ci się wyżalić. Przemyślę to co mi powiedziałaś. Będziemy w kontakcie, dobrze?- blondynka wstała z siedzenia i udała się do hallu.
-O. My się chyba nie znamy.- Sąsiad spojrzał na dziewczynę.
-Tak, masz rację, ale chyba to nie jest dobry moment na poznanie się.- dziewczyna uniosła delikatnie kącik ust ku górze.
-O kurcze, co Ci się stało?- zapytał wskazując na oko.
-Cześć, Ginny. Zadzwonię do Ciebie jak się zdecyduję.- dziewczyna posłała jej delikatny uśmiech i wyszła.
-Masz bardzo ładna koleżankę.- chłopak wyszczerzył swoje ząbki, kierując się do kuchni, by się czegoś napić.- To idziemy?- zapytał, wyjmując z lodówki napój orzeźwiający.
-Tak, tak.- odpowiedziała dziewczyna stojąc przy ścianie i głęboko o czymś myśląc.
-Pamiętasz o dzisiejszym ognisku, prawda?- Lucas, sącząc colę spojrzał na przyjaciółkę. Na twarzy dziewczyny pojawiło się zmieszanie. Kompletnie zapomniała, owszem, tydzień temu mówił jej o jakieś grupowej imprezie, ale tym właśnie zakończył temat i już wcale do niego nie wracali.- Giiiin. Ale będziesz, tak?
-Mhmmm.- odpowiedziała niepewnie.- Postaram się być. Wezmę ze sobą Agnes, dobrze?
-Pewnie, możesz nawet przyprowadzić ze sobą tą twoją koleżankę. A teraz chodźmy.- Chłopak pociągnął za sobą dziewczynę i wyszli.
~~
Była dziewiąta trzydzieści. Para przyjaciół spacerowała po parku, wdychając świeże powietrze. Pomimo wczesnej godziny, słońce dawało o sobie znać. Nikt się tego nie spodziewał, można było to zauważyć po ludziach, którzy szukali chociażby najmniejszego cienia. Głównie były to matki z dziećmi, a także starsi ludzie.
Ginny lubiła spacerować z Lucasem, co jakiś czas zabierał ją na takie wycieczki po parku. Rozmawiali wtedy o wszystkim. Głównie wtedy opowiadali sobie o problemach, które spotkały ich w ostatnim czasie.
-Mogłabyś przyjść wcześniej?- zapadła cisza.- Wcześniej, mam na myśli godzinę przed. Ognisko zaczyna się o dziewiętnastej. Ech, Gins. Beze Mnie niedługo zginiesz.- blondyn zadźgał dziewczynę w bok i poszli dalej.
~~
-Dobrze, będę o osiemnastej. Obiecuję. – Sąsiadka położyła prawą rękę na sercu, a drugą dłoń uniosła ku górze na znak przysięgi. Chłopak uniósł jedną brew, przyglądając się uważnie swojej przyjaciółce.- No Lucaaas. Mnie nie wierzysz?- dziewczyna zachichotała i mocno go przytuliła.
-Masz być. Jeśli nie, przyjdę do Ciebie, wyciągnę Cię siłą. Zobaczysz. To do zobaczenia.- chłopak pocałował ją w czoło po czym ruszył w stronę swojej posiadłości.
Ginny weszła do ogródka, którędy musiała dojść do drzwi wejściowych. Chwyciła za klamkę i nacisnęła ją. O dziwo, drzwi były otwarte.
-Agnes? Jesteś tu?- Gins. Zdjęła buty i skierowała się do kuchni.
-Jestem, jestem.
-Co tu robisz? Jest dopiero kilka minut po dziesiątej.- Zdziwiona dziewczyna podeszła do siostry.
-Muszę Ci coś powiedzieć.- podniecona Agnes patrzyła na siostrę z iskierkami w oczach.- Udało mi się wynająć lokal w którym mogłabym otworzyć własną cukiernię.- dziewczyna położyła kartkę, którą trzymała w rękach.-
- Tak w jeden dzień Ci się udało?
-Nie, nie. Pracowałam nad tym od dwóch miesięcy. Było dużo kupców. Musiałam się postarać. Nikt o tym nie wie. Nawet rodzice.
-Ag! To cudownie! Zawsze Ci mówiłam, że powinnaś założyć swoją działalność. W końcu będziesz mogła pokazać swoje zdolności. I obiecaj, że do kupna będą babeczki truskawkowe! Ludzie je pokochają.- tym razem w oczach Ginny pojawiła się radość.
-Ginny. Mam do Ciebie prośbę. Czy będziesz mogła mi pomóc w urządzeniu lokalu? Ty zawsze miałaś dobry gust w meblowaniu.
-Jasne! Z wielka chęcią! Ahm. Idziesz dzisiaj ze mną na ognisko do Lucasa. A teraz idę wziąć kąpiel. –oznajmiła, a jej kuzynka posłała jej uśmiech. Dziewczyna skierowała się do łazienki na górze. Weszła do pomieszczenia napuszczając sobie wodę i wlewając płyn do kąpieli by powstała piana. Zdjęła z siebie ciuchy i weszła relaksując się. Miała zamiar posiedzieć tam z pół godziny. Lubiła się relaksować w wodzie. Nie minęło dziesięć minut, a z dołu usłyszała Agnes.
-Ginny! Telefon do Ciebie!
-Jeśli to domowy to niech ten ktoś zadzwoni na komórkę!- odpowiedziała krzykiem. Po kilkunastu sekundach rozdzwoniła się komórka. Sięgnęła po telefon, który leżał na koszu.-Halo?
-Cześć, Ginny.- po drugiej stronie usłyszała Olivera.
-Oli?! Cześć, coś się stało?- to dziwne, skąd Oliver miałby mieć numer jej telefonu domowego.
-Nie, nie. Tak tylko dzwonię. Spytać się co u Ciebie.
-W porządku.- na linii zapadła cisza.- Myślałam, że się odezwiesz pod koniec sierpnia.
-Też tak myślałem, jednak uznałem, że to chyba nie ma sensu i wracam do domu.
-Mhm. Rozumiem.
-Masz dzisiaj czas by się spotkać?
-Dzisiaj? Kurcze. Jest  wpół do jedenastej. Mogę się spotkać mniej więcej o dwunastej. Czas będę miała do siedemnastej trzydzieści.
-Świetnie! W Austin będę za jakieś pół godziny. Gdzie się spotkamy?
-Wiesz gdzie jest Galaxy, prawda? Więc w kawiarni Ice Coffe.
-Jasne, będę. To do zobaczenia.
-Cześć.- pożegnała się i nacisnęła czerwoną słuchawkę.- Agneeeees!- wydarła się na cały dom.- Niedługo wychodzę!
-Gdzie idziesz?!
-Spotkać się z Oliverem!
-Z Oliverem?! Przecież miał być pod koniec sierpnia!
-Ale jest teraz! Muszę jakoś wyglądać.- ostatnie zdanie powiedziała pod nosem. Wyszła z wody, okryła się dokładnie ręcznikiem i udała się do pokoju po ubrania. Podeszła do wielkiej szafy by wybrać czyste ciuchy. Wybrała szorty dżinsowe z motywem flagi USA, siwą bokserkę oraz trampki. Wróciła do łazienki aby się ubrać. Po pięciu minutach była gotowa. Po raz kolejny weszła do swojego pokoju, żeby zrobić sobie delikatny make up. Podkreśliła oczy czarnym eyeliner` em, rzęsy pomalowała tuszem, a brzoskwiniowym błyszczykiem przejechała po ustach.
Nie miała pojęcia dlaczego to zrobiła. Przecież miała tylko spotkać się z Olivierem. Nie szła na żadną randkę. Poczuła do niego jakąś tam więź, ale to nie było nic poważnego. Lucas miał rację, wcale go nie znała. Nawet jeśli opowiedział o sobie to człowieka poznaje się w trakcie. Nie rozumiała czemu tak krótka znajomość przywiązała go do siebie.
Brunetka założyła czapkę full capa z niebieskim daszkiem i białym czubkiem. Lubiła je, miała jeszcze trzy takie. Poprawiła swoja grzywkę i zeszła na dół.
-Uaa, Ginny. Co się tak wystroiłaś?- zapytała Agnes.
-Sama nie wiem.- Dziewczyna usiadła naprzeciwko niej i westchnęła. Błądziła oczami po całym salonie.
-Wiesz. Fajny jest Oliver. Polubiłam go.- Dziewczyna wzięła do ręki najnowszy numer magazynu „Teen Vogue” gdzie na okładce była Miley Cyrus.
-No tak… Tylko… no wiesz, Lucas go na przykład nie polubił.
-Wiesz jaki on jest, każdego nowego znajomego trzyma na dystans. Taka jego natura. Może zaprosisz go na ognisko? Może się do niego przekona.
-Czy ja wiem. Spróbuję. Może się zgodzi. No to ja idę.
-Tylko bądź na osiemnastą u Lucasa!
-Będę. Obiecuuuję.- zaśmiała się i sięgnęła po torbę do której włożyła telefon, portfel, dokumenty, szczotkę do włosów i różne potrzebne rzeczy. Wyszła za zewnątrz, na termometrach było ponad dwadzieścia pięć stopni. Gin. Wsiadła do samochodu i ruszyła.
~~
Macie kolejny rozdział. Nie jest on jakiś cholernie ciekawy, ale obiecuję, że następne będą lepsze :3. Prawie dwadzieścia komentarzy pod notką, jesteście niesamowici : o. 
Tak na marginesie szczera-krytyka oceniła mój blog na dobry, dziękuję i teraz będe się starała popełniać mniej błędów.

wtorek, 21 sierpnia 2012

#06.


-Oliver.- jej kącik ust powędrował ku górze.- Jak ja się cieszę, że Cię widzę.- To były sekundy. Dziewczyna mocno objęła chłopaka za szyję i wtuliła się w niego.- Szukałam Cię. Nigdzie nie mogłam Cię znaleźć. Dziękuję. – ostatnie słowo tak wyszeptała, że ledwo Oliver ją usłyszał.
-Też żałowałem, że nie zostawiłem Ci do siebie żadnego kontaktu. Powinienem już to od razu zrobić. Przepraszam. – chłopak odwzajemnił uścisk.- Chyba musisz wracać do pracy.
-Nie. Już tu nie pracuję. Nie chcę.- dziewczyna nerwowo przełknęła ślinę.- Wyglądam okropnie, prawda? Rozmazany makijaż…- dziewczyna mówiła pośpiesznie, bez ładu i składu.
-Wyglądasz pięknie.- Chłopak odgarnął jej kosmyk włosów, spadający na oczy. Dziewczyna uśmiechnęła się.- Może… na przeprosiny wezmę Cię na kawę albo na ciacho? Co ty na to?
- Z wielką chęcią. Tylko… poczekasz na mnie chwilę? Pójdę się ogarnąć, powiadomię szefa o całej sytuacji i złożę wymówienie. Daj mi dziesięć minut. – oznajmiła i zniknęła w pomieszczeniu.

-Jedziemy na starówkę tam są najlepsze ciastka.- powiedziała i ruszyła w stronę miasta.

-Gdzie byłeś przez cały dzień?- zapytała, konsumując najlepszą w mieście szarlotkę. Chłopak tylko wzruszył ramionami. – Szukałam Cię. Nigdzie Cię nie było, więc postanowiłam dać sobie spokój.- westchnęła.- Ale widzę, że los mi sprzyja i sam mnie znalazłeś. – wyszczerzyła swoje ząbki.
-Martwiłaś się o Mnie.- uśmiechnął się delikatnie.- Do centrum doszedłem o jakieś dziesiątej, chodziłem po knajpach, pytałem ludzi jak gdzieś dojść. A do twojej pracy… byłej pracy trafiłem przypadkiem. Byłem strasznie głodny, słyszałem, że tu podają świetne naleśniki.
-Owszem, to nie jest sam bar, jak ktoś chce może zamówić u nas szybkie dania, typu jakaś zupa, naleśniki, pierogi.
-No, więc wszedłem tam, ale zauważyłem, że to nie jest normalny klub. Ale nie miałem wyjścia…. Nic nie mówiłaś, że pracujesz.
-Pracowałam. Wiesz, pracowałam tam od samego początku, czyli trzy lata. Musiałam jakoś zacząć. Nie miałam żadnego doświadczenia. Skończyłam tylko liceum, a tu zazwyczaj chcą ludzi po studiach… Nie wiem jak ja teraz będę żyła. Tutaj dobrze płacili. Tysiąc pięćset dolarów. Ale no wiesz… jeśli pozwalałeś sobie na takie akcje jak dziś… potrzebowałam tych pieniędzy, więc się zgadzałam.- kolejne łzy dopływały do jej oczu.- Kurcze, już po osiemnastej. Powinnam być w domu, siostra na mnie czeka.
-Okej. Rozumiem. Ja też się już zbieram.- powiedział, zakładając plecak na siebie.
-No przestań. Jedziesz ze mną. Nie po to się martwiłam, by Cię teraz tak zostawić. Poznasz moją siostrę… Mówię Ci, jest świetną dziewczyną.
-Nie chcę robić kłopotu. Za pół godziny mam pociąg.
-Oliver, no proszę Cię. Pojedź ze mną, a po kolacji, mogę Cię zawieźć nawet do następnego miasta.
-Ech. Niech Ci będzie. Ale robię to tylko dla Ciebie.

Dziewczyna podeszła do drzwi i otworzyła je. Czuła wszystko co Agnes robiła na kolację. Były to naleśniki z syropem klonowy oraz muffinki czekoladowe. Naprawdę, Ginny nie wiedziała, dlaczego Ag. Nie założy własnej działalności albo przynajmniej nie załatwi sobie pracy w cukierni. Jej wypieki były niesamowicie smaczne.
-Mmm… uwielbiam Cię siostra. – zachichotała.
-Posłuchaj, wymyśliłam sposób jakby znaleźć twojego nowego kolegę.- krzyknęła z kuchni, a po chwili wyszła z niej.
-Dzień dobry.- Chłopak podał dłoń dziewczynie.- Oliver jestem.-wyszczerzył się.
-Jakim cudem?!- Ag. Spojrzała na siostrę z niedowierzeniem, a cała trójka zaczęła się śmiać. –Eh. Dobra, chodźcie na kolację, później mi opowiecie co i jak. Zrobiłam…
-Naleśniki z syropem, wiem. Wyczuję każdy twój wypiek czy co ty tam jeszcze robisz.- Wszyscy usiedli przy okrągłym stole, który stał na środku kuchni.- Czekajcie wyjmę wino.- oznajmiła Gin. I wyjęła z barku czerwony trunek po czym sięgnęła zza szkła trzy kieliszki.- Proszę bardzo.- Dziewczyna podała każdemu po trunku i zaczęła jeść.- Zwolniłam się z Lemoniady.- zaczęła.
-W końcu. Czas najwyższy. Mówiłam, że prędzej czy później odejdziesz. To nie było miejsce dla Ciebie. Jeśli chcesz pomogę Ci w szukaniu pracy.
-Dzięki…- zapadła cisza.
-No to dowiem się jakim cudem udało Ci się go znaleźć?- Agnes zapukała sztućcami w blat stołu.
-No cóż…- Dziewczyna zaczęła opowiadać.- Wiesz, długo by to mówić, ale jesteś moją siostrą i zostałaś w to wtajemniczona, opowiem Ci wszystko… i dlaczego odeszłam pracy.- Gins. Spuściła głowę próbując się uśmiechnąć.
Po zjedzonej kolacji i streszczeniu tego co się stało w przeciągu kilku godzin wstecz, cała trójka usiadła na kanapie w salonie.
-Cholera, ale co teraz zamierzasz… zamierzacie zrobić?- Zapytała Agnes spoglądając na znajomych.
-No wiesz… chciałam w zasadzie tylko jego numer, ale wyszło tak, że go zaprosiłam do mnie. Zresztą chciałam, żebyś go poznała.- dziewczyna się uśmiechnęła.
-Za pół godziny mam ostatni autobus, więc …- chłopak wyjął z kieszeni długopis i kartę i zapisał jej numer- tu masz mój numer. Zostało mi w zasadzie…- Olivierowi przerwał dzwonek do drzwi.
-Otworzę- oznajmiła Ag. I podeszła do drzwi. W progu stał Lucas.- Hej Luc.- koleżanka przytuliła chłopaka i wpuściła do środka.
-Siemanko, nie wiedziałem, że tu będziesz. Jest Ginny?- zapytał.
- Tak, rozmawia z Ol…- brunetka zamyśliła się na chwilę.- Mamy gościa, wejdź.- dziewczyna zaprosiła go do salonu.
-Hej, Gins!- chłopak krzyknął, a dziewczyna odwróciła się do niego przodem.
-Siema Lucas.- Przyjaciele przybili sobie piątkę, po czym wstała. Lucas objął przyjaciółkę i spojrzał krzywo na Oliviera.- To Olivier. Kolega, a  to Lucas, mój…- dziewczyna nie zdążyła dokończyć, bo Oli przerwał jej.
-Ja się już będę zbierał.- podniósł się i wziął do reki swój plecak.- Hej Agnes, cześć Gin.
-No poczekaj odwiozę Cię na dworzec! Przecież była umowa.
-Nie fatyguj się. Zajmij się gościem.- chłopak przesłał jej ironiczny uśmiech, a chwilę później wyszedł.
-Agnes, zajmiesz się Lucasem? Zaraz wrócę.- oznajmiła, chwyciła sweterek, a  już jej nie było.- Olivier. Umawialiśmy się. Wsiadaj. – dziewczyna otworzyła mu drzwi. Olivier pewnie by odmówił, ale nie miał na dzisiaj już pieniędzy. Jego dzienny budżet wynosił niecałe dziesięć dolarów. Niestety dzisiaj wydał wszystko, a jeszcze musiał mieć na bilet na pociąg. Chłopak wsiadł bez słowa. Przez całą drogę się do siebie nie odzywali.
Po piętnastu minutach dojechali na miejsce.
-Dzięki.- wyszeptał beznamiętnie.
-Odezwij się jak będziesz wracał już do domu. Umówimy się na kawę czy coś.- nie odpowiedział, wyszedł bez słowa i usiadł na ławce.
~~
Następnego dnia, dziewczynę obudziła komórka. Od pięciu minut ktoś dzwonił do niej bez przerwy.
-Jest ósma rano, kto do jasnej cholery dzwoni o tej porze?!- powiedziała sama do siebie i sięgnęła po telefon, który leżał na biurku.- Halo?!- wysyczała przez zęby.- Lucaaas. Człowieku, jak Cie spotkam to Cię za jaja powieszę.- oznajmiła, przykrywając się kołdrą.- Chcesz teraz wpaść, tak? O ósmej rano? Najpierw dzwonisz do mnie, a teraz tak po prostu oświadczasz, że zaraz będziesz. Nie, nie zrobię Ci śniadania. Masz dom, rączki… ale co mnie to obchodzi, że twoich rodziców nie ma? Dobra, przyjdź.- dziewczyna zrezygnowana odłożyła telefon i zeszła z łóżka. Po pięciu minutach była ubrana, właśnie wtedy usłyszała pukanie. Zeszła na dół, chcąc otworzyć drzwi.
-Ginny, moja najukochańsza sąsiadka!- Już na wejściu Luc. Zaczął się podlizywać.
-Co Ty ode mnie chcesz?- zapytała ziewając.
-Odwiedzić Cię. –wzruszył ramionami.- I zjeść coś dobrego.- odpowiedział, sięgając po kanapki z pomidorem, które najprawdopodobniej zostawiła Agnes, wychodząc do pracy.
-Smacznego.- odpowiedziała z ironią w głosie.
-Ładnie wyglądasz.- zaśmiał się, wskazując na strój.- Tak w ogóle… mam pytanie, a w zasadzie chciałem pogadać.- zrobił poważną minę, nigdy tak nie robił.
-Wiedziałam, że coś chcesz konkretnego. Słucham Cię.
-Kim jest ten Olivier?
-Kolegą.
-Aha, poznałaś go kilkanaście godzin temu i wpuszczasz go do domu.
-Spał tutaj.- oznajmiła ze spokojem, chłopak zaczął się dusić pomidorem.-Masz.- podała mu szklankę wody.- to naprawdę miły chłopak.
-Słuchaj, nie znasz Go. A jeśli ma inne, złe zamiary? Powtórzę, znasz go tylko kilkanaście godzin.
-Spokojnie, na razie nie będę się z nim kontaktowała. Obraził się, ale obiecał, że jak wróci do domu to napisze.
-A może to kobieta? Obrażanie się, jest takie niemęskie.- chłopak zaczął się śmiać.
-Lucas, przestań. Polubiłam go. Jeśli by chciał mi coś zrobić, już by było po mnie. Proszę Cię, zaufaj mi, jemu też. – wyszeptała ostatnie słowa.
-Jesteś dorosła, wiesz co robisz.- odpowiedział, wstając po czym skierował się do wyjścia.- Idziemy dzisiaj na spacer. Będę po Ciebie za godzinę.- oznajmił i już go nie było.
Gins, postanowiła przebrać się w bardziej wygodne ciuchy, czyli w beżową bokserkę i siwe dresy. Dziewczyna miała jeszcze ponad pięćdziesiąt minut, nie miała pomysłu jak zapełnić tą około godzinną lukę. Agnes była w pracy, Lucas miał być później, a Olivier obraził się. Brunetka, siedziałaby tak z pustką głowie, gdyby nie telefon. Sięgnęła po komórkę, która leżała na blacie w kuchni i nacisnęła zieloną słuchawkę.
-Halo?- odebrała.
-Ginny?- po drugiej stronie odezwała się znajomy głos.- Tu Jannette.- Dziewczyna zdziwiła się, bo, owszem, miały zapisane w telefonach swoje numery, ale nigdy by nie pomyślała, że będzie potrzebny do czegoś innego niż prośba o zastępstwo i to przez sms.
-Cześć. Chyba szef nic ci nie mówił, zwolniłam się z Lemoniady.
-Tak, wiem.- Jannette wybuchła niespodziewanym płaczem.- Mogłybyśmy się spotkać? Wiem, że nie byłyśmy specjalnie zżyte ze sobą… ale… proszę.- dziewczyna próbowała opanować płacz, jednak jej glos drżał.- Jestem blisko twojego domu, mogłabym wpaść? Obiecuję, nie zajmę Ci całego ranka. Ale jeśli nie masz czasu zrozumiem…- na linii zapadła cisza.
-Jasne, wpadnij. Tylko za godzinę mnie nie ma.
-Okej, nie ma sprawy. Zajmę Ci pięć minut. Dzięki.- po sekundzie było słychać tylko głuche „pii”.
Ginny przez chwilę zastanawiała się o co tak właściwie chodzi i dlaczego to do niej przychodzi z problemami. Z rozmyśleń wyrwał ją dzwonek do drzwi. Miała wrażenie, że to potrwało zaledwie dziesięć sekund.
Dziewczyna podeszła do drzwi i je otworzyła. To co zobaczyła zwaliło ją z nóg. Przyglądała się temu jeszcze z parę sekund, dopiero wtedy otrzeźwiała i wpuściła postać do siebie.
~~
Cholera, siedem komentarzy pod jednym postem i zero krytyki. Jesteście niesamowici, naprawdę. Dziękuje Wam z całego serduszka ♥! Myślałam, że ten blog będzie totalną klapą, a tu proszę... nie wiem jak Wam dziękować za komentarze i obserwowanie. Mam nadzieję, że Was nie zawiodę i będę pisała jak do tej pory. Dziękuję jeszcze raz :-*.

P.S. Zauważyliście, że jest nowy wygląd bloga, tak :)? A, żeby się odwdzięczyć trzeba wstawić button. Tylko za nic nie wiem jak : D. Więc dopóki się nie dowiem jak to zrobić, będę wstawiała go pod każdą notką :). A może Wy Mi pomożecie ; >?
Dziękuję PROSEKTORYCZNIE.BLOGSPOT.COM za wspaniały szablon :).

czwartek, 16 sierpnia 2012

#05.


Jasne promienie słońca przebijały się przez zasłony w pokoju brunetki. Jasność dawała się we znaki, oznajmiając, że to kolejny gorący dzień w Austin. Zaspana Ginny usiadła na łóżku i spojrzała na zegarek, wybiła dziesiąta. Zapominając o swoim wieczornym gościu, dziewczyna wzięła z szafy jeansowe szorty, na których był motyw USA, białą bokserkę oraz założyła swoje czarne Vansy.
Schodząc na dół, by zjeść śniadanie zauważyła, że Olivera już nie ma. Nawet posmutniała, bo przed te parę godzin przywiązała się do niego i co tu dużo kryć, spodobał jej się. Był inny niż reszta chłopców. Jego dojrzałość spodobała się Gin. Nie każdy mógł się nią wykazać.
Podeszła do pościelonego łóżka i zobaczyła na stoliczku kartkę. „Dziękuję Ci, że pozwoliłaś mi się zatrzymać na noc. Ten przegadany wieczór dał mi dużo do myślenia. Cieszę się, że mogłem Cię poznać. Oliver.”.
Nie zostawił żadnego numeru ani kontaktu do Siebie. Myślała, że On też poczuł silniejszą więź niż kilkugodzinna znajomość. Widocznie się pomyliła. Jednak miała przeczucie, że może jej dopisać szczęście i go znaleźć w centrum. Jednak jak miała go zacząć szukać, skoro Austin było ogromne. Przejście samego centrum zajęłoby jej dobre kilka godzin, a przecież Oli. Mógł w każdej chwili opuścić miasto.
Dziewczyna właśnie chwytała w rękę kanapkę by zjeść ją po drodze, gdy zadzwonił telefon.
-Jasna cholera!- krzyknęła sięgając po komórkę.- Halo?!- krzyknęła zniecierpliwiona.- Posłuchaj Agnes… dobrze, pójdziemy dzisiaj do galerii, oddzwonię wieczorem… co? Nie nic się nie stało, spieszę się. Później ci wszystko opowiem! Pa!- brunetka rozłączyła się i schowała telefon do torby, którą chwyciła. Szybko wybiegła z domu kierując się do swojego Audi A3 Cabriolet. Oszczędzała na samochód ponad pięć lat.
Po kilku sekundach dziewczyna jechała w stronę centrum. Złamała chyba wszystkie przepisy drogowe, a jeśli policja by ją złapała, mogłaby się pożegnać ze swoim samochodem.
Dochodziła jedenasta, a Ginny dojeżdżała do starówki. Miała nadzieję, że znajdzie tam swojego znajomego. To było dobre miejsce, by odpocząć. Większość spacerujących tu osób to były matki z wózkami, staruszkowie albo nastolatki jeżdżące na rowerach, rolkach czy deskorolkach. Znajdowały się tu kawiarnie i dwie pizzerie. Dziewczyna sądziła, że może chłopak zatrzymał się by cos zjeść i odpocząć. Jednak po kilkunastu minutach chodzenia w tą i z powrotem wsiadła do samochodu i pojechała w kolejne miejsce, tym razem były to dwie galerie. Jedna to Galaxy, a druga Island. Niestety ani w jednej, ani w drugiej Go nie było.
Brunetka nie miała pomysłu gdzie mógłby być, to były dwa miejsca w których raczej każdy przejazdem człowiek, powinien odwiedzić.
Zrezygnowana dziewczyna wsiadła do samochodu i wykręciła numer siostry.
-Hej Ag. To jak? O której masz ochotę iść do Galerii?
-A to zależy. Jesteś zajęta teraz? Bo mogę nawet i w tej chwili.
-Jasne. Jestem teraz pod Galaxy. Za dwadzieścia minut będę u Ciebie.
-Dzięki. To do zobaczenia. Pa!- kuzynka rozłączyła się, a po chwili Gin. Włączyła silnik oraz radio i ruszyła w stronę Agnes.
Dziewczyna mieszkała trzy uliczki dalej od domu Ginny. Na piechotę szło się dokładnie jakieś osiem minut. Często dziewczyny nocowały u Siebie. Zdarzało się, że jedna wpadała do drugiej nawet na cały tydzień. Naprawdę dziewczyny rozumiały się znakomicie.
Po dwudziestu minutach, brunetka była na miejscu. Wyszła z samochodu i podeszła do drzwi po czym zadzwoniła dzwonkiem.
-Cześć Ginny!- uśmiechnęła się Miranda, która otworzyła jej. – Wejdź. Agnes się jeszcze szykuje. Napijesz się czegoś? Wyglądasz jakbyś uciekała przed kimś.
-Tak, poproszę. Może być zwykła woda. Nie, nie. Przed nikim nie uciekałam. Po prostu się spieszyłam.- dziewczyna posłała delikatny uśmiech. Ciotka przyniosła jej szklankę lemoniady w tej samej chwili na dół zeszła Agnes.
-Czemu Mi nie powiedziałaś, że będziesz wcześniej pod Galaxy? Mogłam przecież podjechać skuterem.- Ag. Nie miała własnego prawa jazdy, nie ciągnęło ją do tego, jednak posiadała kartę motorowerową i do centrum dojeżdżała skuterem.
-Wszystko okej, musiałam sobie parę rzeczy przemyśleć, to żaden problem, naprawdę.- Brunetka odstawiła szklankę do zlewu po czym obydwie wyszły z domu, żegnając się zwykłym „Dowidzenia”.
-Na pewno wszystko dobrze? Nie wyglądasz najlepiej.
-Tak. Wszystko Ci opowiem w kawiarni.- odpowiedziała wymijająco i pojechały w stronę centrum.
Dziewczyny przegadały całą drogę. Uwielbiały przebywać sam na sam, to właśnie wtedy przychodziły im do głowy najróżniejsze pomysły i tylko one wiedziały z czego się śmieją. Nie potrzebowały żadnych słów. Spojrzały na siebie odpowiednio i obydwie wybuchały śmiechem. Czasami żałowały, że nie są siostrami rodzonymi, ale bycie kuzynkami jak najbardziej im odpowiadało.
-Jesteśmy.- Gin. Razem z Agnes wyszły z auta i skierowały się do galerii.
-Posłuchaj, widziałam tutaj genialną bluzę. Mówię Ci. Pasowałby do Ciebie, a dla mnie znalazłam niesamowite buty!- Ag. wyszczerzyła rządek swoich zębów i ruszyły do sklepów.
-Dzisiaj musze być w pracy na szesnastą. Musze zastąpić Jannette.
-Okej, mamy jeszcze trzy godziny. Stąd do Lemonade jest kilka minut drogi. Ty pojedziesz do pracy, a ja autobusem do domu. Okej? A teraz chodź. Wczoraj zostały tylko dwie sztuki tej bluzy!- Dwudziesto dwu latka, pociągnęła swoja kuzynkę za nadgarstek i obie ruszyły do Prima Moda.

-Rzeczywiście. Świetna bluza.- Ginny rozweseliła się i przyłożyła ciuch do siebie. Była to szara bluza z napisem „Keep Calm and Carry On.- Biorę ją.- Wzięła w rękę wieszak, przeszukując kolejne ubrania.- Spójrz jaka słodka bluzka z Garfieldem… Dobra, nic więcej nie biorę. To wszystko.- dziewczyna skierowała się do kasy.
- Podobają Ci się te buty?- Ags. Pokazała dziewczynie błękitne buty na koturnie. Gins. Tylko pokiwała głową i zapłaciła za swoje zakupy. – Więc je biorę. Poczekaj na mnie.
-Ty zapłać, a ja zajmę nam stolik w Ice Coffe.- Dwudziesto jedno latka wyszła ze sklepu i udała się do kawiarni, która znajdowała się naprzeciwko.
Uwielbiały to miejsce, nie dość, że mieli tam piękny wystrój, podłoga z marmuru, ściany z kamienia, stoliki dwu lub cztero osobowe i beżowe fotele. Pomimo takiego klimatu, napoje były tu naprawdę tanie. Za mrożoną kawę płaciło się osiem dolarów.
Po chwili do stolika doszła Agnes.
-Jaką chcesz? Bo ja oczywiście kawę mrożoną z polewą karmelową. A ty?- dziewczyna spojrzała na kuzynkę.
- Cappucino.- odpowiedziała Ags.- Pójdę zamówić.
Gdy dziewczyna poszła, Ginny zaczęła rozmyślać o Olivierze. Wciąż nie mogła sobie wybaczyć, że pozwoliła mu odejść tak po prostu. Nie prosiła o żaden numer, żałowała. Ucieszyłaby się, gdyby On tu teraz był. Był wspaniałym rozmówcą jak i słuchaczem.
-Proszę. Twoja kawa. A teraz mów co się stało.- Agnes usiadła i spojrzała w oczy Gin. Dziewczyna tego nienawidziła, bo w takiej sytuacji, nie dałaby jej spokoju.
Gins. Spojrzała w stronę kuzynki i ciężko westchnęła. Opowiedziała jej wszystko ze szczegółami. Miała taką nadzieję, że doradzi jej co ma robić. Przecież zawsze mogła na nią liczyć, więc nie widziała powodu, by teraz miałaby się na niej zawieść. Gdy Agnes miała jakiś problem, Ginny robiła wszystko by jej pomóc. Jeśli zerwał z nią jakiś chłopak, wyzywała go od najgorszych, a następnie chodziły na lody czy na zakupy. Gin. Zawsze radziła sobie sama. Nie lubiła się żalić, chociaż bywały takie dni, że nie mogła już wytrzymać i to wtedy wylewała na ramieniu Agnes wszystkie swoje łzy.
-No cóż…- westchnęła Ags.- Chyba już nic nie zrobisz. Chyba, że chcesz lecieć do Houston i wywieszać na słupach czy latarniach ogłoszenia, że poszukujesz Oliviera Gonzaleza. Chociaż wiesz, zanim byś tam doleciała… - westchnęła. – Wiesz co, jest już piętnasta. O której kończysz pracę?
-Ja jestem dzisiaj tylko na zastępstwo, do osiemnastej.
-Daj mi swoje klucze.- To był bardziej jak rozkaz, ale starszej siostry trzeba się słuchać.- Przyjadę dzisiaj do ciebie na ten cały tydzień, dawno się nie widziałyśmy, czas najwyższy to nadrobić. Jutro idę do pracy na dziewiątą, a wracam o czternastej, więc porozmawiamy dzisiaj wieczorem, jutro… i przez cały tydzień.- Agnes pracowała w księgarni, lubiła tą pracę. Nie dość, że mało ludzi przychodziło, to dobrze płacili. Podobało jej się tam.
-Mhm, nie ma sprawy.- Ginny wręczyła kuzynce klucze.- Tylko przyjdź, bo mam przy sobie tylko jedną parę.- zaśmiała się i wyszły z lokalu.- Chodź podwiozę Cię do metro. Mam jeszcze czas.- Dziewczyny szły ze swoimi zakupami, wolnym krokiem. Gdy doszły na parking obydwie wsiadły do auta i pojechały w stronę metro. Było to niecałe pięć minut stąd, chyba, że były korki, to jechało się dobre dziesięć minut. Jednak o tej godzinie nie było większych korków, więc dziewczyny dojechały na miejsce bardzo szybko.
-Będę dzisiaj u Ciebie około osiemnastej, zrobię nam kolację i pogadamy.
-Okej, wielkie dzięki.- Dziewczyny ucałowały się w policzek i każda poszła w swoją stronę.

Gdy Ginny dojechała na miejsce, ustała na parkingu przeznaczony dla pracowników. Zaparkowała tam i weszła do lokalu tylnym wejściem, specjalnym dla pracowników.
-Jestem.- oznajmiła, wchodząc do kuchni i zakładając swój fartuch, z wyszytym jej imieniem.- Gdzie Jannette?- zapytała swojego kolegę, kucharza, Sebastiana.
- Powinna być przy barze.- Gin. Weszła do baru, gdzie ujrzała dużo klientów.
-Hej, Jannette. Już jestem. Więc jak chcesz to możesz wyjść wcześniej.
-Kurcze, wielkie dzięki!- koleżanka ucałowała dziewczynę w policzki i wybiegła z lokalu.
-No cóż, to tylko dwie godziny. Dam radę.- wyszeptała.
Szczerze, dziewczyna nie lubiła tej pracy. Był to wystawny klub. Drinki drogie, tańce go go, alfonsi. Bardziej przypominało to agencję towarzyską. Oczywiście zdarzali się i tacy, którzy przychodzili by się napić piwa i porozmawiać z kelnerką. Były do tego przyzwyczajone. Jednak byli tu tacy, którzy przychodzili, płacili za drinka i od razu proponowali kelnerce seks. Takich się zazwyczaj wyrzucało od razu, ale jeśli był to jakiś znajomy szefa czy ochroniarza, trzeba było się chować przed nimi.

-Ginny. Mogłabyś zanieść tą tacę do stolika pod oknem? Grupka chłopaków, poznasz ich, ciągle się drą, śmieją…- westchnęła Rosalia. Nie miała najmniejszej ochoty tam iść, ale praca to praca. Chwyciła tacę z kuflami piwa i skierowała się w stronę stolika.
-No, no. Ładne mają tu dziewczyny.- zarechotał jeden.- Co tam niuńka. Nie masz dość tej pracy? – zapytał. Właśnie miała odejść, gdy ten złapał ją mocno za nadgarstek. Syknęła z bolu.
-Zostaw mnie.- wyszeptała, nie miała siły się bronić. Był zbyt ogromny.
-Co tam szepczesz? Chcesz więcej?- Chłopak pociągnął ją do siebie, tak, że zgięła się w pół, a chłopak z na przeciwka klepnął ją w tyłek. To żadna nowość dla Ginny.
-Zostawcie mnie. – krzyknęła głośniej, kopiąc jednego po nodze.
-Zostaw ją!- zza pleców Ginny wydobył się głos.- Powiedziałem zostaw.
-A ty co? Obstawa?- Cała grupka zaczęła się śmiać, jakby opowiedział żart stulecia. Nieznajomy chłopak chwycił osiłka za rękę, którą tak wykręcił, że aż zapiszczał z bólu jak mała dziewczynka.-Chodź. –Złapał dziewczynę za rękę i wyszedł z nią za drzwi. Wciąż nie wiedziała kim jest jej wybawiciel. Dopiero, gdy wyszli na zewnątrz spojrzała na niego swoimi zapłakanymi oczami. To był ten z nielicznych momentów, gdy Ginny została upokorzona.- Jesteś cała?- chłopak zapytał, jednak ta tylko usiadła na ławce i patrzyła w ziemię.- Gins.- wyszeptał jej imię, jednak nie zareagowała. Nie potrafiła.
~~
Piąty rozdział gotowy. Chyba taka długość starczy? Dwie i jedna trzecia strony. Mam w wordzie już dwadzieścia sześć i pół strony, a tu jest już dziewiąta. W takim tempie to zaraz nie będę miała co wstawiać :c. No cóż, a co do bloga mogę wam powiedzieć, że mniej więcej #12. lub #13. rozdziale przeżyjecie szok : 3. No cóż... czekajcie i dziękuję za miłe komentarze ♥.

środa, 8 sierpnia 2012

#04.


-Cześć. – Chłopak uśmiechnął się delikatnie i spojrzał w oczy Ginny.- Oliver jestem.- Przedstawił się, jednak brunetka nie była w stanie nic z siebie powiedzieć. Spodobał jej się.- Wiem, że nie powinienem Cie nachodzić, tym bardziej o tej godzinie… jednak… zgubiłem się.- Chłopak melodyjnie się zaśmiał, co po raz kolejny wprawiło dziewczynę w osłupienie.- Coś się stało?- zapytał patrząc na zahipnotyzowaną twarz dziewczyny.- Mógłbym wejść? Nie chcę się narzucać, ale jestem tak mokry, że chciałbym się wysuszyć. Nie chcę robić problemu… chcę tylko wysuszyć ubrania i pójdę…- Chłopak mówił, a Gin. Stała jak osłupiała. –Okej. Przepraszam, już pójdę. – Chłopak odwrócił się na pięcie i zszedł ze schodków, jednak były tak śliskie, że przewrócił się i zajęczał.
-O kurcze, przepraszam. – Dziewczyna zasłoniła usta dłońmi. Po chwili zeszła po niego i pomogła mu wstać. – Nic Panu nie jest? Przepraszam, powinnam od razu Pana zaprosić.- Wchodząc ostrożnie po schodach mówiła. – Krwawisz…- wskazała na ranę na nadgarstku.- Pomogę Panu.- zamykając drzwi, złapała chłopaka za ramię i pociągnęła go do kuchni.- Powinnam mieć tutaj wodę utlenioną. Przepraszam, że stałam i nic nie mówiłam… Rzadko kiedy odwiedza mnie nieznajomy.- mówiła szybko, szukając po szafkach gazików i wody utlenionej.- Mam! A teraz usiądź w salonie, zaraz Panu zaopatrzę ranę. – Wyszła z kuchni i skierowała się do pokoju. Chłopak usiadł na pufie przyglądając się czynnościom dziewczyny.- Daj mi rękę.- chwyciła ostrożnie jego nadgarstek i delikatnie przemywała jego ranę.
-Aaauć.- syknął chłopak.- Może trochę ostrożniej?
-No przestań, taki duży chłopak, a boi się przemywania ran. – wylała kilka kropel na jego ranę. W prawdzie była niewielka, ale zawsze lepiej być ostrożnym. Następnie Gin. Położyła na nadgarstek gazik i owinęła opaską.- Powinno starczyć.- Od razu gdy skończyła, spojrzała po raz kolejny na twarz nieznajomego. Ich oczy się spotkały. Speszona dziewczyna wstała jak poparzona.- Czekam na wyjaśnienia. Co Pana tu sprowadza?- usiadła naprzeciwko czekając aż chłopak wytłumaczy jej co tutaj robi o tej porze.
-Oliver.- Przedstawił się po raz kolejny i wyciągnął dłoń.– Żaden pan. Oliver. Po prostu.- uśmiechnął się, a nogi Ginny zmiękły. Nigdy by nie pomyślała, że chłopak może na nią tak zadziałać.
-Ginny.- odwzajemniła uśmiech i uścisnęła jego dłoń.
-Więc Ginny… No cóż. Jestem tutaj pierwszy raz.
-Przyjechałeś tu tak po prostu? Bez mapy o tej godzinie i w taką pogodę?
-Są wakacje, szukam przygód. W domu niestety tego nie mogę doznać.- Brunet wzruszył ramionami i spojrzał w podłogę. – Jeżdżę z jednego miasta do drugiego i włóczę się.
-W jaki sposób się znalazłeś w tej dzielnicy?
-Jest tutaj przystanek. Prawda? Nigdy nie dojeżdżam prosto do centrum. Wiesz, idę i podpytuję się ludzi jak dojść. Podpowiadają Mi. Jednak teraz nie miałem jak dojść, deszcz zaczął tak lać, że nawet nie wiedziałem w którą iść stronę. Stałem i szukałem jakiegoś schronienia. Jak zobaczyłem te wszystkie domy aż się przeraziłem, wszystkie takie wielkie, bogate... Kto by przyjął do domu takiego jak ja? Cały mokry, nieznajomy. Więc jak zobaczyłem twój skromny dom nie wahałem się ani chwili. Owszem nie miałem żadnej gwarancji, że będziesz w domu, wszystkie światła pogaszone ani takiej, że mnie wpuścisz. –spojrzał po raz kolejny dziewczynę. Ona słuchała w skupieniu. Miał taki lekki głos, chciała, żeby nie przestawał.
-Rozumiem. – zapadła grobowa cisza. Nikt nie wiedział jak się zachować, czy Gin. Powinna pytać o jego rodzinę? Chyba nie powinna.- Ah. Chciałeś Wysuszyć ubrania. Chodź za mną. –wstała z kanapy i poszła na górę, gdzie znajdowała się nieduża łazienka. Ściany ozdabiały czerwono-białe płytki. Gdy się wchodziło do pomieszczenia widać było w rogu prysznic, który stał naprzeciwko drzwi. Obok kabiny stała toaleta, a przy ścianie prostopadłej do niej stała wanna. Przy ścianie równoległej do tej wisiało wielkie, włoskie lustro, a pod nią były trzy małe szafeczki. Ginny nigdy nie narzekała na wielkość mieszkania lub poszczególnych pokoi.- Tu masz suszarkę. –wręczyła mu maszynę i podłączyła do prądu.- Jeśli chcesz, pożyczę Ci męską bluzkę. Mam na dole w garderobie.
-Nie no coś Ty. Nie będę Ci robił problemu. Pewnie to bluzka Twojego chłopaka, wkurzyłby się, że noszę jego ubrania.
-Nie mam chłopaka. – odpowiedziała szybko. Jakby chciała go zapewnić, że czeka właśnie na niego. Znała go zaledwie jakieś dwadzieścia minut. –Ale to długa historia.- uśmiechnęła się i opuściła pomieszczenie.- Ufam Ci, więc niczego nie zniszcz.- wykrzyczała, gdy była już na dole. Wiedziała, że jej nie słyszy, bo ogłuszył go dźwięk suszarki.
Nie minęło piętnaście minut, a Oliver był suchy jak nitka. W tym czasie Ginny sączyła swoje kakao, które postawiła ponad pół godziny temu na stoliku. W prawdzie było już zimne, ale dało się wypić.
-Nie założyłeś jej? Przecież mówiłam, że możesz.- westchnęła i spojrzała na jeszcze wilgotną bluzkę chłopaka.- Zdejmuj ją. Położę ja na suszarce.- wskazała kciukiem na przedmiot za nią. Chłopak spojrzał na nią, nie wiedząc nie zrobić. Był zażenowany tą sytuacją.- Och. Nie myśl sobie, że coś Ci zrobię. Przecież mam tutaj drugą koszulkę. No już.- Chłopak potulnie zdjął ciuch. Brunetka miała chwilę, by popatrzeć na jego wyrzeźbiony tors. Miał idealny. Nie był może to sześciu pak, Gin. Nie lubiła takiego. Wolała zgrabniejsze. Delikatne rysy na brzuchu. Lucas właśnie takie posiadał.- Więc gdzie ją masz?- spytała, patrząc ciągle na jego nagą klatkę piersiową. Zapomniała, że On to widzi.
-ekhm…- odchrząknął, a dziewczyna od razu spojrzała na jego twarz. Oboje byli zmieszani. Ona wiedziała, że nie powinna, ale tak działa mózg kobiety. Jest zaprogramowany tak, a nie inaczej. Nie mogła się powstrzymać.- Chyba na górze. Pójdę po nią.- Chłopak zawrócił i poszedł po odzież.
-Przepraszam.- zdążyła tylko wyszeptać. Właściwie to nic o tym chłopaku nie wiedziała ani gdzie mieszka, ani jak się nazywa. Znała tylko jego imię i czemu tu przebywa. Po kilku sekundach Oliver zszedł z góry ubrany w szarą koszulkę z postacią kreskówki Fredem Flinstonem. Brunet usiadł naprzeciwko znajomej i przez chwilę przypatrywali się sobie w milczeniu.- Chyba czas się lepiej poznać. Jestem Ginny Rodriguez.- Dziewczyna potrzebowała w tej chwili jakiejś nowej osoby, której mogłaby po raz kolejny opowiedzieć swoją historię.
-Oliver Gonzalez. –uśmiechnął się w stronę dziewczyny.- Więc może zacznę pierwszy. Mam dwadzieścia dwa lata. Uwielbiam podróżować. Zresztą to już zdążyłaś chyba zauważyć.- Dziewczyna zachichotała i pozwoliła, by jej towarzysz dokończył.- Mam starszego brata, ma dwadzieścia cztery lata. Nie mam dziewczyny. Mieszkam z rodzicami i z nim w Houston.
-O kurcze. Chciało Ci się jechać taki kawał drogi?
-Jak już mówiłem. Kocham podróżować. Żadna przygoda nie jest mi straszna. Rodzice nie mają nic przeciwko, ciągle pracują, a brat nie ma nic do gadania. Biorę ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy i tak chodzę. Jeśli chodzi o nocleg to nocuje w jakiś motelach albo korzystam z gościnności mieszkańców. Mi wystarczy jakaś kanapa lub materac, żeby tylko przespać noc, a z samego rana o jakieś ósmej idę dalej. Nie zwiedzam. Idę do centrum, robię parę zdjęć, chodzę po galeriach, jem jakieś fastoody i po południu jadę dalej… Cieszę się, że tu trafiłem. –Przerwał swoją historię na chwilę.- A Ty? Gdzie Twoi rodzice?- spytał, a twarz dziewczyny od raz posmutniała.
-Moi rodzice są Polsce. Są… alkoholikami.- brunetka wyszeptała i spuściła głowę.
-Przykro Mi, nie wiedziałem. Przepraszam.
-Nic się nie stało.
Dziewczyna po chwili podniosła głowę i opowiedziała mu o swoim życiu. Wiedziała, że mogła mu zaufać. Wydawał się sympatyczny, zresztą nie miała nic do stracenia. Chyba, że kolejny człowiek dowie się o jej życiu. Nawet jeśli byłby z jakiegoś brukowca to nie zarobiłby na tych informacjach, bo nie jest to ani gwiazda, ani modelka. Zresztą jeśli by nią była to dziennikarze wiedzieliby o jej przeszłości już na początku kariery.
Gdy Ginny opowiedziała mu to co chciała, żeby wiedział, zapadła grobowa cisza.
-Jednak wyglądasz na taką co cały świat ją cieszy.
-Bo to prawda. Mnie od zawsze świat cieszył, tylko nie umiałam tego okazać. Tamten rozdział już zamknęłam, zaczęłam żyć z nową kartą.
Mogliby tak rozmawiać przez całą noc, jednak zbliżała się godzina jedenasta i poczuli się senni. Dziewczyna wskazała chłopakowi gdzie może spać, rzecz jasna w salonie. Gin. Spała na górze w swoim królestwie. 
~~
Macie czwórkę. Miałam dodać ją jutro, ale czułam taką potrzebę właśnie teraz ;3. Dziękuję za wszystkie miłe komentarze, serio nie widziałam, że wam to się aż tak spodoba : D. Następny rozdział mam zamiar dodać w następnym tygodniu. W nagrodę macie trochę dłuższy rozdział ; >.

piątek, 3 sierpnia 2012

#03.


Widząc kolejne krople deszczu, które spływały po szybie okna, usłyszała dzwonek do drzwi. Zdziwiła się, bo nikogo się nie spodziewała. Podniosła się z parapetu i podeszła do judasza. Uśmiechnęła się szeroko. Otworzyła drzwi i od razu przywitała swojego przyjaciela Lucasa.
-Co Ty tu robisz?- zapytała wpuszczając przemoczonego przyjaciela do środka.
-Czujesz to? Byłem w mieście. Powiedziałem rodzicom, że będę za dwie-trzy godziny, mówili, że nigdzie nie jadą. Ja wracam do domu, a drzwi zamknięte. Kluczy nie brałem, bo skoro mieli być w domu…– Chłopak westchnął ciężko, zdjął buty i wszedł do salonu.-Miałabyś może jakieś ciuchy dla mnie? Bo zaraz się przeziębię, a nie mogę.
Taki właśnie był Lucas. Bezpośredni, ale zawsze pomocny i kochany. Gdyby się z nim nie przyjaźniła, powiedziałaby, że mogłaby się w nim zakochać. Wysoki blondyn o niebieskich oczach, dwudziesto dwu latek. Był właśnie jednym z mieszkańców Golden District. Był pierwszym mieszkańcem z którym się poznała. Jego dom wyglądał jak z bajki. Brama wejściowa była z kamienia, ogród cały w kwiatach, a za domem basen. Ten dom był z dziesięć razy większy od jej. Czego się spodziewać po ojcu, który jest właścicielem firmy na skalę światową oraz po matce, która pracuje jako dziennikarka. Żyć nie umierać. Lucas znał jej historię, ale jako jedyny nie powiedział „Współczuję. Nie chciałbym mieć takich rodziców” Tylko po prostu ją przytulił. Właśnie tego potrzebowała najbardziej, a z dnia na dzień stawali się sobie bliżsi.
-Chodź ze mną.- Dziewczyna udała się w stronę swojej garderoby z nadzieją, że znajdzie tam jakąś odzież męską. Przecież były chłopak Ginny, Tomy wprowadził się do niej miesiąc po tym, gdy zaczęli ze sobą chodzić. Okazało się, że nie mogą wytrzymać ze sobą dłużej niż godzinę. Zresztą, był egoistą oraz chamem. Na „pożegnanie” zostawił jej dwie bluzki i spodnie, by miała jakąś pamiątkę po nim. Zaśmiała mu się w twarz, ale ubrań nie wyrzuciła, ponieważ mogły się przydać. – Powinno być dobre. Jeśli nosisz rozmiar XL- zaśmiała się i rzuciła w niego bluzką. Chłopak wykazał się refleksem i złapał ciuch. Ginny weszła do salonu, gdzie usiadła na bujanym krześle. Chwilę później podszedł do niej Lucas.
-Poproszę coś do picia.- chłopak nachylił się nad przyjaciółką, był tak blisko, że dziewczyna mogła zauważyć każde jego niedoskonałości, a było ich niewiele. Brunetka stuknęła swoim czołem o jego i wstała, następnie skierowała się do kuchni.
-Powiedz… dlaczego nie masz dziewczyny? – spytała, sięgając z lodówki butelkę napoju gazowanego.- Urodę masz całkiem, całkiem… więc nie sądzę, że nie masz powodzenia.- podając mu picie, usiadła tym razem na włochatej pufie.
-Widzisz… Te, które chcą ze mną być, to zazwyczaj puste, wytapetowane lalunie.- chłopak westchnął i usiadł naprzeciwko niej.- A jak już się trafi taka niby idealna, to dowiaduje się, że jestem nie wyobrażalnie bogaty i próbuje być jeszcze milsza niż wcześniej. Czyli po prostu leci na kasę. Mało jest takich jak Ty…
-Jak ja powiadasz… -dziewczyna uniosła kącik ust ku górze, zerkając nieśmiało na niego. Na zegarze wybiła dwudziesta pierwsza.- Sądzisz, że Twoi rodzice już są?- spytała patrząc na zegar.
- Taak, masz rację. Chyba już pójdę…- chłopak wstał i sącząc napój udał się do hallu.- Dobranoc.
- Posłuchaj Mnie. Nie jesteśmy już dziećmi, prawda? Powinieneś zrozumieć, że nie chcę na razie się wplątywać się w jakiś związek. Mam dość jak na razie. – uśmiechnęła się lekko, idąc za nim.- Jeśli będę gotowa, dowiesz się o tym pierwszy. – Dziewczyna mocno przytuliła chłopaka.- Dobranoc.- po chwili zamknęła za nim drzwi.
Uwielbiała tego chłopaka. Znała go niemal od początku swojej przeprowadzki. Byli przyjaciółmi, jednak wiedziała, że Lucas czuje do niej coś więcej. Przyznał się, ale Ginny była wtedy w związku z Tomym. Luca traktowała jak brata, zawsze mogła przyjść do niego, wyżalić się, a nawet doradzić we wszystkich sprawach. Chłopak był jedynym chłopakiem w rodzeństwie i był najstarszy. Miał dwie siostry. Pierwsza Madelaine trzynastoletnia brunetka, miała włosy do kolan, zadbane, jakby co dziennie chodziła do fryzjera. Druga Jeniffer dwudziesto jedno letnia brunetka. W prawdzie w tamtym roku się wyprowadziła, ale odwiedza rodzinę tak często jak może.
Ginny chwilę po odejściu Lucasa wstąpiła do kuchni by zrobić sobie kakao, nie zapowiadało się by dziewczyna poszła spać przed dwunastą. Bo przygotowaniu napoju, usiadła ponownie na parapecie, przyglądając się w ciszy kroplom deszczu. Uwielbiała takie wieczory, wtedy zawsze powracały wspomnienia. Właśnie wtedy sięgała po stary album ze zdjęciami, który zabrała z domu. To dziwne, bo rodzice nie odezwali się do niej ani razu od czasu, gdy tu przybyła. Myślała, że zainteresują się nią przynajmniej wtedy, ale przecież ona sama się do nich nie odezwała.
Z rozmyśleń wyrwał ją dzwonek do drzwi. Był to pewnie Lucas, zapomniał telefonu jak mu się często zdarza, jednak na stole niczego takiego nie zauważyła. Brunetka położyła napój na stole i podeszła do drzwi. Przed wejściem stał nieznajomy. Wysoki brunet z roztrzepanymi włosami na głowie o brązowych oczach. Zdziwiła się. Nigdy go nie widziała na oczy.
~~
Tak, wiem. Piszę krótkie notki, ale to dlatego, ponieważ mam dopiero dwanaście stron w Wordzie i chcę pisać z wyprzedzeniem. Gdy napisze około dwadzieścia stron, postaram się wstawiać dłuższe. I dziękuję za mile komentarze ;3.

poniedziałek, 23 lipca 2012

#02.


Kiedy Ginny wylądowała w Austin, przez kilka godzin włóczyła się po mieście, nie wiedząc gdzie się znajduje. Przecież nigdy nie była aż tak daleko. Jedynie w wieku trzynastu lat, na kolonii, za którą zapłaciła ciocia Miranda, wtedy jeszcze Monika. Pojechała wtedy z klasą do Szwecji. Pierwsza jej wycieczka, bo przecież rodzice nie mogli jej zapewnić takich „luksusów”. To właśnie tam Ginny poznała swojego pierwszego chłopaka i to tam pierwszy raz się z nim pocałowała. Był to Mikołaj. Przyjechał do tego samego ośrodka z klasą, jednak on był z Poznania. Zbyt duża odległość pomiędzy miastami. Poznali się na ognisku, które zorganizowali nauczyciele drugiego dnia wycieczki. Ginny siedziała sama na ławce za resztą wycieczki. Mikołaj podszedł do niej, jakby nigdy nic i zagadał do niej. Nie spodziewała się tego, przecież żaden z chłopców nie podszedł do niej z własnej woli. Była tylko szarą myszką.
Chłopak podszedł do niej, przedstawił się, usiadł obok i tak zaczęła się ich znajomość. Nie wymienili się nawet numerem telefonu. Piątego dnia pocałował ją. Dzień wcześniej pokłócili się, już nawet nie pamięta o co. Wszedł do jej pokoju, zaczęła krzyczeć, więc on, by zamknąć jej buzię, pocałował ją. Po wycieczce ich drogi się rozeszły, jednak Ginny zapamiętała to i bardzo miło wspomina Mikołaja.
Dziewczyna chodziła jeszcze po mieście kilka godzin, nie wiedząc co robić. Wyjęła wtedy z torby kartkę, która wysłała jej Agnes na Boże Narodzenie. Właśnie wtedy rodzina podała jej nowy adres zamieszkania, ale co z tego skoro nie znała tu ulic. Jednak korzystając ze znajomości angielskiego podpytała przechodniów i o dwudziestej była już na miejscu. Dom nie wyróżniał się od innych. Brązowe cegły, niski budynek oraz białe płyty prowadzące od drzwi do ulicy. Tak samo jak sobie wyobrażała domy w Ameryce. Brunetka stała tak przed tym domem jeszcze z pięć minut zastanawiając się czy zapukać. W mieszkaniu paliło się światło, więc któryś z domowników musiał być w domu. Wzięła głęboki oddech i zadzwoniła dzwonkiem. Odczekała kilka sekund, a chwilę później drzwi otworzyła Miranda.
-Dzień dobry.- uśmiechnęła się na widok cioci.
-Lena?
-Tak to ja. Zaczynam nowe życie, ciociu. –wyszczerzyła rządek swoich białych zębów. Miranda zaprosiła dziewczynę do środka by opowiedziała jej co ją tu sprowadza.
Po tym jak wyżaliła się ciotce, doszły razem do wniosku, że lepiej będzie jak zostanie tu przez pewien czas.
-A gdzie babcia?- brunetka spojrzała w stronę salonu, szukając wzrokiem Sary. Ciotka westchnęła ciężko i blado się uśmiechnęła.
-Babcia nie żyje. Zmarła dwa tygodnie temu.- Miranda wytarła ręce o ścierkę, podążając za siostrzenicą.- Pogrzeb odbył się tydzień temu. Wiem, że powinnam Cię o tym poinformować, ale uwierz mi, nie miałam czasu. Znaczy… miałam zamiar do Ciebie dzisiaj zadzwonić i powiedzieć Ci jeszcze o jednej rzeczy.- zakłopotana patrzyła ciągle w okno. Zapadła cisza.
-Tak?- wyszeptała Lena.
-Babcia… zanim tu przylecieliśmy, zakupiła dom. Jest już spłacony. Od kilkunastu lat oszczędzała i zanim zmarła, zapłaciła za niego w całości. On jest postawiony w najdroższej dzielnicy, ale jest skromny. Więc… kilka dni przed śmiercią, zapisała testament…. Przepisała Ci go.- ciotka wreszcie spojrzała na Lenę, jednak ta tak głośno przełknęła ślinę, że Miranda przegryzła dolną wargę.
-Ale jak? Przecież nie zasłużyłam. Przez te cztery lata nawet się do niej nie odezwałam. –w oczach dziewczyny pojawiły się łzy. –Nie mogę, zrozum, ciociu- ostatnie słowo tak cicho wyszeptała, że ledwo ją usłyszała.
-Opiekowałaś się nią w Polsce. Chciała się jakoś odwdzięczyć.
-Ale dlaczego wykupiła go tutaj? Nie mówiłam nic, że tu przylecę.- w głosie dziewczyny można było wyczuć przerażenie.
-Po prostu nie miała by go jak spłacać. Jeśli byś tu nie przyleciała, zadzwoniłabym do Ciebie, postanowiłabyś co z tym zrobić czy sprzedać, a gdyby ktoś go kupił, przelałabym Ci na konto pieniądze i wykupiłabyś sobie coś w Gdańsku.- Po raz kolejny w pokoju zapanowała cisza, jednak przerwał ją dźwięk otwieranych drzwi. Obydwie spojrzały na hall.- To pewnie Agnes z Robertem. –Kobieta wstała z fotela i uśmiechnęła się. –Jutro o tym porozmawiamy.
-Jesteśmy! – Robert wykrzyknął z końca hallu. Lena schowała się wtedy za ścianą, by nikt jej tu nie zobaczył. – Miranda, mogłabyś mi pomóc? Agnes też nie może już więcej udźwignąć.- cała rodzina zaczęła się śmiać. To właśnie wtedy Lena zrozumiała czego rodzice oprócz pieniędzy nie mogli jej zapewnić. Ciepła rodzinnego. Zawsze jej tego brakowało. Z zazdrością patrzyła na wujostwo.
-Macie niespodziankę w salonie.
Mimo tego, że Lena była uwielbiana przez swoją rodzinę, bała się tego spotkania. Ostatni raz widziała ich dwa lata temu, gdy przylecieli na wakacje do Polski. Zastanawiała się czy bardzo się zmienili. Jednak nie miała dużo czasu na rozmyślenia. A właściwie nie miała go już wcale. Rodzina Smith weszła do salonu.
- Lena!- po całym domu rozbiegł się głos Ag. – Mój Boże! Co Ty tu robisz? –na jej twarzy widniał wielki uśmiech.
-Przyleciałam.- Lena odwzajemniła się bladym uśmiechem.- Zaczynam żyć na nowo.
-Cześć, Lenka. Ale wyrosłaś przez te dwa lata.- Wuj przytulił swoją siostrzenicę bardzo mocno.
Po kolejnym opowiadaniu tego samego, czuła się już pewniej.
Następnego dnia, Lena pojechała z Ciotką i Agnes na cmentarz. Chciała tak się przynajmniej odwdzięczyć babci za to co dla niej zrobiła. Nie mogła nic więcej zrobić, było za późno. Następnie wybrały się w trójkę do urzędu. By zmienić Leni imię i nazwisko. Chciała zapomnieć o przeszłości. Chciała zacząć od nowa, mieć czystą kartę. I właśnie tak z Leny Wiśniewskiej z Gdańska stała się Ginny Rodriguez z Austin.
Ginny oczywiście zgodziła się na przyjęcie domu. Jednak zanim się wprowadziła, musiała czekać cztery miesiące na różne decyzje z urzędu. Było to uciążliwe, ale opłacało się. 
~~
Macie już całe wspomnienia : ). Myślałam, że podzielę to na trzy rozdziały, ale widzę, że nie wiecie o co chodzi, więc macie całość i sądzę, że wszystko się już wyjaśni : >.
czikita_